ALEKSANDER GĄCIARZ
Hodowcy i amatorzy domowego ptactwa spotkali się w niedzielę na placu targowym przy ulicy Królewskiej w Proszowicach. Niestety szyki organizatorom popsuła pogoda. Było zimno, deszczowo i w tej sytuacji trudno się dziwić, że tłumów na wystawie nie było. Tymczasem dzień wcześniej...
- Gdy w sobotę przygotowywaliśmy halę do imprezy, chodziliśmy w podkoszulkach z krótkimi rękawami - wspominał Krzysztof Wrona z Opatkowic, członek zarządu Stowarzyszenia Proszowickich Hodowców Gołębi Rasowych i Drobnego Inwentarza "Zielononóżka".
Niepowtarzalny smak
Na szczęście na placu przy Królewskiej jest zadaszona wiata, pod którą ustawiono kilkadziesiąt klatek z ptakami. Dominowały różne gatunki gołębi i kur, ale były też kaczki i króliki. Najważniejsze były jednak zielononóżki kuropatwiane, które przywiozło ze sobą kilku okolicznych hodowców. Wszyscy chwalili tradycyjne polskie kury i opowiadali o ich zwyczajach. - Ja hoduję zielononóżki od dwóch lat, odkąd kupiłem gospodarstwo rolne. Tę rasę hodowała jeszcze moja mama w latach 50. i 60. Potem inne rasy, ogólnoużytkowe wyparły tę kurę. Tymczasem jej smak jest niepowtarzalny, a jajka mają obniżoną zawartość cholesterolu - mówi Jacek Tworek z Cieszkowych w gminie Czarnocin.
Znawcą zielononóżki jest prof. Andrzej Dubiel, emerytowany prof. Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu, który od czterech lat zajmuje się ratowaniem ginących gatunków drobiu w swoim gospodarstwie w Kocmyrzowie. - Zielononóżka doskonale nadaje się do małych gospodarstw. Świetnie sprawdza się w naszych warunkach klimatycznych. Bardzo dobrze żeruje wokół kurnika, żywiąc się nie tylko tym, co poda gospodarz, ale poszukuje traw, ziół, dżdżownic, ślimaków - wyjaśnia prof. Dubiel.
Zielononóżki mają jednak również swoje wymagania. - Muszą mieć duży wybieg. Jeżeli jest ich zbyt dużo, przychodzi taki moment, że mogą się zadziobać na śmierć. Dlatego moim zdaniem górna granica liczebności stada to 300 sztuk - uważa Ireneusz Kopeć ze Szklanej, zwycięzca konkursu na najładniejszą ekspozycję, który sam posiada 150 kur tej rasy. Jan Szczurek z Prus, wybrany w niedzielę wspólnie z Marią Grabowską z Opatkowiczek do zielono-nóżkowej pary książęcej (brawa za efektowne przebrania!), mówi półżartem, że zielononóżka doskonale nadaje się do plewienia ogródka. - Wyczyszczą go ze wszystkiego, nasze żony bardzo je chwalą - zapewnia. - Muszą być ogrodzone. Jakbym je wypuścił na wieś, sąsiedzi chyba by mnie zjedli. Zaraz poszłyby w szkodę - dodaje Jacek Tworek.
Tradycyjne jaja i tuszki
Proszowickie stowarzyszenie hodowców od dłuższego czasu zabiega, by jaja i tuszka zielononóżki zostały uznane za produkt tradycyjny. Sprawa wydaje się być na dobrej drodze do powodzenia. - Procedura na etapie województwa małopolskiego zakończyła się. W tej chwili oczekujemy jeszcze na decyzję Ministerstwa Rolnictwa. Sprawa się nieco przeciąga, bo mieliśmy zmianę ministra, ale myślę, że finał będzie dla nas pozytywny - mówi prezes stowarzyszenia Waldemar Bucki.
Tymczasem lokalni hodowcy zainteresowali się inną tradycyjną rasą drobiu, popielatką polską. Kilka sztuk można zobaczyć w gospodarstwie Krzysztofa Wrony. - Jest większa od zielononóżki i bardzo ładnie ubarwiona. Hoduje się ją głównie na jajka. Można je hodować wspólnie z zielononóżkami, ale trzeba uważać, aby się nie pokrzyżowały, należy dbać o czystość ras - mówi właściciel, który za swoją ekspozycję popielatek zdobył jeden z pucharów. Te najefektowniejsze otrzymali w niedzielę poza Ireneuszem Kopciem również Kamil Chmielarski (jako najmłodszy wystawca) oraz Zdzisław Walczyk (za najpiękniejszą ekspozycję garłaczy). Trofea trafiły poza tym do Waldemara Buckiego, Jana Przeniosło, Mieczysława Stefańczyka, Mariana Chuchmacza, Andrzeja Dubiela, Zbigniewa Chodora, Adama Palucha, Marii Grabowskiej, Józefa Olszaka, Roberta Bugaja, Mariusza Duraja i Bartłomieja Kałwy.
O oprawę artystyczną festiwalu zadbali przedszkolacy z Piotrkowic Małych, zespoły "Na Krakowską Nutę" i “Zielononóżka", Orkiestra Dęta “Sygnał" z Zielenic oraz duet maturzystów z ZS w Piotrkowicach Małych Natalia Drozd i Michał Bajołek. Regionalnymi potrawami częstowały gospodynie z Kościelca, Szczytnik i Szreniawy. Było poświęcenie zwierząt i loteria fantowa, z której dochód przeznaczono na operację serca półrocznego Antosia Kletschki z Kazimierzy Wielkiej. Imprezę prowadzili Mieczysław Czuma i Leszek Mazan. Organizatorzy już zapraszają na kolejny festiwal. - W 1980 roku byłem na stażach w Hiszpanii i w Niemczech, gdzie odbywały się podobne wystawy i byłem zaszokowany. Na ogólnoniemieckiej wystawie pod Hanowerem było 50 tysięcy ptaków, z czego 40 tysięcy samych kur. A ja w tym samym czasie na podobną wystawę we Wrocławiu nie mogłem kilku ras sprowadzić. Trzeba wielu lat, żeby nadrobić stracony czas, nauczyć ludzi hodowli- przekonuje prof. Dubiel.
